~mgorny (on/tej) :autism:🙀🚂🐧 on Nostr: """ Zaledwie kilka stuleci po tym, jak Bizantyńczycy zaczęli wymyślać ten szajs, ...
"""
Zaledwie kilka stuleci po tym, jak Bizantyńczycy zaczęli wymyślać ten szajs, koronacje widziano już jako prawdziwe, święte i przemieniające. Po koronacji i namaszczeniu, po prostu zostawało się królem — taki panował pogląd. Może nie powinno się nim być, ale i tak się było. Dlatego też, w tym okresie, nikt nie zwlekał z koronację przez miesiące, dobrze organizując ceremonię z mnóstwem przepychu. Nie warto było ryzykować, że jakiś rywal wparuje z jakimś przekupnym biskupem i koronuje się, kiedy prawowity władca będzie zajęty wybieraniem dekoracji.
Pomimo, że Henryk [I] nie był prawowitym dziedzicem, koronując się stał się fizycznie królem i, w pewnym stopniu, to zamykało sprawę. Robert Krótkoudy [oryg. Curthose] wciąż mógł walczyć, by usunąć go z tronu, ale wówczas walczyłby z namaszczonym królem, a nie pełnym nadziei księciem, a to spora różnica.
Nadal tak jest w przypadku rzymskokatolickich księży. Kiedy ktoś zostanie wyświęcony na księdza, to koniec tematu — może odprawiać mszę, posiada moc transsubstancjacji, niezależnie od tego, co się wydarzy. Może zostać zhańbiony, skazany na więzienie albo stracić wiarę, i kościół (uważa, że) nie może zrobić nic, by odwrócić transformację, która w nim nastąpiła, kiedy został wyświęcony.
Tak więc kradzież korony to nie jest jak kradzież przedmiotu — powiedzmy, korony — czegoś, co może zostać potem zwrócone prawowitemu właścicielowi. To jak kradzież kanapki i jej zjedzenie. Pyszna, kanapkowa dobroć monarchii była już wewnątrz Henryka, niezależnie od tego, co zrobiłby Robert.
"""
(David Mitchell, Unruly, tłum. własne)
Published at
2024-02-12 18:42:46Event JSON
{
"id": "c163ccf55ce5faf71da7257436636534377c40390a62c5cca6f2412780d15360",
"pubkey": "cefa733091cf01369abfb6526a47a7b2896273dedf5ac686f8bc7c1f832fbda3",
"created_at": 1707763366,
"kind": 1,
"tags": [
[
"proxy",
"https://pol.social/users/mgorny/statuses/111919979989526581",
"activitypub"
]
],
"content": "\"\"\"\nZaledwie kilka stuleci po tym, jak Bizantyńczycy zaczęli wymyślać ten szajs, koronacje widziano już jako prawdziwe, święte i przemieniające. Po koronacji i namaszczeniu, po prostu zostawało się królem — taki panował pogląd. Może nie powinno się nim być, ale i tak się było. Dlatego też, w tym okresie, nikt nie zwlekał z koronację przez miesiące, dobrze organizując ceremonię z mnóstwem przepychu. Nie warto było ryzykować, że jakiś rywal wparuje z jakimś przekupnym biskupem i koronuje się, kiedy prawowity władca będzie zajęty wybieraniem dekoracji.\n\nPomimo, że Henryk [I] nie był prawowitym dziedzicem, koronując się stał się fizycznie królem i, w pewnym stopniu, to zamykało sprawę. Robert Krótkoudy [oryg. Curthose] wciąż mógł walczyć, by usunąć go z tronu, ale wówczas walczyłby z namaszczonym królem, a nie pełnym nadziei księciem, a to spora różnica.\n\nNadal tak jest w przypadku rzymskokatolickich księży. Kiedy ktoś zostanie wyświęcony na księdza, to koniec tematu — może odprawiać mszę, posiada moc transsubstancjacji, niezależnie od tego, co się wydarzy. Może zostać zhańbiony, skazany na więzienie albo stracić wiarę, i kościół (uważa, że) nie może zrobić nic, by odwrócić transformację, która w nim nastąpiła, kiedy został wyświęcony.\n\nTak więc kradzież korony to nie jest jak kradzież przedmiotu — powiedzmy, korony — czegoś, co może zostać potem zwrócone prawowitemu właścicielowi. To jak kradzież kanapki i jej zjedzenie. Pyszna, kanapkowa dobroć monarchii była już wewnątrz Henryka, niezależnie od tego, co zrobiłby Robert.\n\"\"\"\n\n(David Mitchell, Unruly, tłum. własne)",
"sig": "5b6af6e993b55b43960bcd2cca7d98714ed944c55a31f458355360c453ad39c7321789d3d714212a429f2cd814c631d5e705962eca68bf4fa83ec5152169d4b6"
}